czwartek, 25 września 2014

Ride that u 'Raspberry and Red'

Z każdym końcem lata zdaje się, że piszę jakiś post pochwalny o jesieni i właśnie przyszedł czas na tegoroczną edycję. Pokłady kreatywności (powiedzmy) zostają uaktywnione, humor się poprawia, bo słońce nie razi natrętnie w oczy, jest ciemniej i zimniej i można w ogóle nie wychodzić z domu będąc kompletnie usprawiedliwionym. Owijam się więc w szalor (a raczej mój koc, który oficjalnie nazywam szalikiem) i czekam na przyszłe chłodne miesiące. Tak nawiasem mówiąc, ostatnimi czasy ludzie zaczęli się martwić, czemu ubieram się tylko na czarno. Śmieszne to trochę, bo nie jest to kompletnie mój świadomy wybór i niczego nie zauważyłam, dopóki ktoś nie zaczął tworzyć różnych historii dziwnej treści tłumaczących pojawiającą się często czerń. Po prostu czasem tak się zdarza. Pamiętam, jak jeszcze rok temu śmigałam w tiulach i kokardach. Albo przez godzinę siłowałam się z upięciem włosów. Boże święty, kto ma na to czas. Może to nie 'ewolucja stylu', tylko czyste lenistwo sprawia, że prawie każdego dnia noszę na głowie zrobiony w minutę koczek, który 'świeżo zrobiony' wygląda jak w ogóle niezrobiony (= nie trzeba go poprawiać), a wybierając ubrania wybieram te czarne, bo tak jest łatwiej i szybciej. Cokolwiek to jest, jest mi z tym dobrze. I bardzo wygodnie...wiecej  KLIKNIJ TUTAJ



 



16 komentarzy: